Warsztaty terapii zajęciowej w Polsce chcą stworzyć wspólny front. Wszystko po to, aby ich głos był słyszalny na samej górze. Powodem jest między innymi brak środków, które od kilku lat utrzymują się na takim samym poziomie, mimo wzrostu kosztów utrzymania. Pieniądze, które w 90 proc. trafiają do warsztatów z Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych, nie wzrosły od początku 2009 roku.
Także w województwie pomorskim warsztaty zaczęły jednoczyć swoje siły. Z inicjatywy Bogdana Muchowskiego, kierownika Warsztatu Terapii Zajęciowej w Kwidzynie, prowadzonego przez Fundację „Misericordia”, doszło do spotkania kierowników warsztatów z Pomorza.
– Bardzo się cieszę, że doszło do tego spotkania, gdyż problemów z jakimi się borykamy jest bardzo dużo. Podczas spotkania poruszyliśmy trzy najważniejsze zagadnienia. Pierwsze to finansowanie warsztatów terapii zajęciowej, natomiast drugie to omówienie tak ważnej kwestii, jak współpraca wszystkich warsztatów w kraju, gdyż tylko tak możemy mieć wpływ na odgórne decyzje, dotyczące funkcjonowania warsztatów. Trzeci ważny punkt, to wybranie kierowników, którzy wezmą udział w ogólnopolskim zjeździe przedstawicieli warsztatów. Cieszę się także z udziału w spotkaniu Dariusza Majorka, dyrektora gdańskiego oddziału PFRON, który chciał poznać problemy z jakimi borykają się obecnie warsztaty terapii zajęciowej – mówi Bogdan Muchowski.
Wśród uczestników spotkania była Danuta Senger, kierowniczka Warsztatu Terapii Zajęciowej w Koniecwałdzie, w powiecie sztumskim. Warsztat prowadzony jest przez Stowarzyszenie Pomocy Dzieciom i Młodzieży Niepełnosprawnej.
– 90 proc. kosztów funkcjonowania warsztatów pokrywa PFRON. Od 1 stycznia 2009 roku jest to stała stawka, która nie pozwala już na normalne funkcjonowanie warsztatu. Nie wystarcza na zabezpieczenie podstawowych zadań oraz na zabezpieczenie finansowe kadry. Wykształcona, doświadczona kadra odchodzi. Nikt nie chce też przyjść do pracy ze względu na niskie wynagrodzenia. Są wakaty psychologów, terapeutów zajęciowych. Nikt nie będzie pracował za najniższą krajową. Jeżeli nic się nie zmieni to przyszłość warsztatów i niepełnosprawnych uczestników stoi pod znakiem zapytania – uważa Danuta Senger.
Jednym z pomysłów poprawy sytuacji, zwłaszcza w zakresie rehabilitacji zawodowej, mają być spółdzielnie socjalne. Według Danuty Senger, to nie jest alternatywa dla uczestników warsztatów terapii zajęciowej.
– Uczestnik warsztatu terapii zajęciowej to przeważnie osoba upośledzona intelektualnie w stopniu znacznym, często na pograniczu głębokiego upośledzenia. Do tego często ubezwłasnowolniona. Takich uczestników dostajemy do warsztatu, gdyż nie ma współpracy z komisjami orzekającymi. Osoby wobec których warsztat mógłby realizować w 100 proc. zadań ustawowych, związanych z rehabilitacją zawodową, nie są kwalifikowane przez komisje orzekające do korzystania z zajęć warsztatu. Niepełnosprawni w stopniu lekkim w ogóle nie trafiają do warsztatów. W naszym warsztacie jest 26 osób, w tym 10 osób, które w ogóle nie mają szans na pójście do pracy. Mamy wprawdzie w naszym powiecie Zakład Aktywności Zawodowej, ale z 12 osób, które do niego trafiły nadal pracują tylko cztery. Pierwszeństwo w zatrudnieniu mają renciści ZUS, a nie uczestnicy warsztatu – podkreśla Danuta Senger.
Dodaje, że osoby niepełnosprawne potrafią być świetnymi pracownikami.
– Mówię to jako osoba z 15-letnim doświadczeniem w pracy z osobami niepełnosprawnymi. Jednak my, jako społeczeństwo, nie jesteśmy jeszcze gotowi do ich przyjęcia. Spółdzielnie socjalne nie są rozwiązaniem. Tak spółdzielnia wymaga zarządu i znajomości ekonomii, a osoby niepełnosprawne, przynajmniej te, które są w warsztatach, w większości nie są samodzielne. Lepszym rozwiązaniem byłyby zakłady aktywności zawodowej – uważa Danuta Senger.
Kierowniczka WTZ w Koniecwałdzie twierdzi, że powinny zajść głębokie zmiany systemowe.
– Każdy mam prawo do rozwoju, osoby niepełnosprawne także. Powinien powstać spójny system stwarzający możliwości takiego rozwoju. Przede wszystkim powinna być rotacja pomiędzy środowiskowymi domami samopomocy, domami dziennego pobytu, zakładami aktywności zawodowej i warsztatami. Jeżeli tej współpracy nie będzie, to chociaż jestem optymistką, przyszłość warsztatów widzę w niezbyt dobrym świetle – podsumowuje Danuta Senger.
(jk)